25 marca o godz. 18.30 spotkaliśmy się w księgarni&kawiarni Tarabuk z redakcją czasopisma „Wyspa – Kwartalnik Literacki”. Redaktor naczelny, Piotr Dobrołęcki, przepytywany przez Barbarę Klicką opowiedział zebranym gościom o specyfice pracy redakcji, przedstawił najnowszy numer i swoje opinie na temat tłumaczenia literatury.
Przygoda Piotra Dobrołęckiego z czasopismem trwa już pięć lat i chociaż „Wyspy” nie zakładał, to od początku brał udział w pracach redakcyjnych. Na pytanie o manifest kwartalnika, redaktor naczelny powiedział, że takiego nie ma, ale na pewno ważne jest przesłanie Marka Ławrynowicza, żeby na stronach „Wyspy” spotykali się ludzie, nawet reprezentujący różne opcje polityczne, którzy dzisiaj nie są w stanie podać sobie ręki, ale spotkać się mogą przez sąsiadujące ze sobą teksty. Jest to rzecz jasna dość trudne, ale zdaniem Piotra Dobrołęckiego do tej pory to się udawało.
Redaktor naczelny utyskiwał, że obecnie zarzucono to, co było największą wartością środowiska czasopism kulturalnych, a mianowicie spotykanie się w redakcji i wymienianie opinii, bo pismo to jest redakcja, a redakcja to jest gadanie. „Wyspa” niestety straciła takie miejsce i na co dzień prace odbywają się wirtualnie. Jeśli zaś chodzi o decyzje, kto będzie opublikowany, to rządzi nimi zasada, że z jednej strony będą to autorzy zdaniem redakcji kwartalnika uznani, których nazwiska już coś znaczą, gdzieś się pojawiły, z pewnym dorobkiem, a z drugiej strony czasopismo chętnie zamieszcza w rubryce nowe nazwiska teksty poetyckie i prozatorskie autorów nieznanych.
Na pytanie o miejsce krytyki na łamach czasopisma Piotr Dobrołęcki powiedział, że od początku szefową działu recenzji jest Magdalena Wojak i radzi sobie w tej roli doskonale. Stworzyła grupę osób, które piszą recenzje i jest to grupa szeroka. W każdym numerze pojawia się kilkanaście tekstów i z radością witane są te, które wychodzą spod ręki utalentowanych osób, bo do napisania obszernego omówienia, na wysokim poziomie, trzeba szczególnych umiejętności.
Częstym pytaniem, jakie pada w redakcji kwartalnika, jest pytanie o czytelnika, dla kogo „Wyspa” się ukazuje. Oczywistością jest to, że są to osoby z bardzo bliskiego, często rodzinnego i przyjacielskiego, kręgu autora. Gdy jego/jej tekst się ukaże, wówczas znajomi chętnie sięgają po taki numer. „Wyspa” także znika z EMPiK-ów (praktycznie nie ma zwrotów) w różnych miastach, zatem są też inni odbiorcy.
W drugiej części rozmowy Barbara Klicka przeszła do omówienia najnowszego numeru „Wyspy” i w ramach zagajenia odniosła się do tekstu Karola Maliszewskiego (Od Śliwki do Barona), który został opublikowany w prezentowanym numerze. W szkicu tym Karol Maliszewski podejmował – ostatnio dyskutowaną nawet na łamach dzienników wysokonakładowych, czyli w „Gazecie Wyborczej” – kwestię ważności i kształtu współczesnej poezji, dokonując rozróżnienia na taką, która zwraca rzeczy słowom, i taką, która słowo od rzeczy odwraca. Spór ten jest żywotny już od wielu lat i Barbarę Klicką ciekawiło, czy i po jakiej stronie kwartalnik w tak zarysowanej opozycji się odnajduje.
Zanim Piotr Dobrołęcki odpowiedział na to pytanie, zauważył, że Karol Maliszewski jest jednym z czterech stałych felietonistów „Wyspy” i co prawda panowie znają się od lat, ale nigdy na oczy się nie widzieli (tak oto odbywa się współpraca między autorami a czasopismem, w sposób wirtualny), ale jako redaktor naczelny daje mu wolną rękę; świętym prawem felietonisty jest pisanie tego, co uważa za stosowne. Przy tej okazji Piotr Dobrołęcki wspomniał dyskusję z Januszem Drzewuckim, który odpowiada za dział poezji w miesięczniku „Twórczość”, czy gdyby ów otrzymał słaby wiersz Miłosza, wydrukowałby go. Była zgoda co do tego, że trzeba drukować, bo to jest wiersz Miłosza.
Powróciwszy do tekstu Karola Maliszewskiego, naczelny „Wyspy” powiedział, że nie chciałby wyrażać swego zdania w tej dyskusji, bo ważniejszy jest głos autorski Maliszewskiego, to, że felietonista zdaje sprawę z aktualnie toczonych sporów kulturowych, literackich. Barbara Klicka postanowiła jednak nie odpuszczać i dopytywała o osobiste zdanie redaktora naczelnego w tej kwestii. Piotr Dobrołęcki indagowany odpowiedział nie wprost – zwrócił uwagę na to, że w tym samym numerze ukazała się rozmowa, którą wespół z Januszem Drzewuckim przeprowadził z Charlsem Simiciem (Prawdziwy poeta nie znosi poezji). W rozmowie tej Simic powiedział, że jest za poezją, która nie jest poetycka, że on sam jest poetą, który jest przeciwny poezji. Pod tymi słowami Piotr Dobrołęcki chętnie by się podpisał.
Prowadząca spotkanie odniosła się też do, jej zdaniem bardzo interesującego i inspirującego, tekstu Leszka Engelkinga pod tytułem To ja – tłumacz! Szkic dotyczy tłumaczenia i jest relacją z lektury książki Jerzego Jarniewicza Gościnność słowa. Leszek Engelking za Jerzym Jarniewiczem dokonuje podziału na tłumaczy, których można nazwać ambasadorami i prawodawcami. Postuluje również wyjście tłumacza z cienia i deklaruje, że stoi po stronie tłumacza, który nie udaje, że jest przezroczysty.
Po tymże szkicu następuje w numerze blok tłumaczeń literatury serbskiej, co sprowokowało Barbarę Klicka do zadania pytania o nastawienie redakcji kwartalnika do tłumaczeń jako takich i czy opublikowane tłumaczenia Danuty Cirlić-Straszyńskiej spełniają owe postulaty. Piotr Dobrołęcki zwrócił uwagę na to, że ogólnym założeniem jest, iż czasopismo poświęcone jest literaturze polskiej, ale wedle redakcyjnego zamysłu czwarty numer w roku zawiera tłumaczenia. Pomieszczone w tym numerze teksty literatury serbskiej wzięły się z kontaktów, jakie redakcja ma z tym obszarem językowym, m.in. za sprawą współpracy z Danutą Cirlić-Straszyńską, Grzegorzem Łatuszyńskim (twórca antologii literatury serbskiej, chorwackiej i czarnogórskiej, jako pierwszy zresztą określił granice literatury czarnogórskiej) i innymi. Redakcja „Wyspy” nie wyobraża sobie literatury bez tłumaczeń i zgadza się z hasłem mającego się niedługo odbyć festiwalu Odnalezione w tłumaczeniu, że dzięki tłumaczom można odkryć wspaniałe rzeczy.
Pod koniec porozmawiano chwilę o suplemencie, który po raz drugi został dodany do czwartego numeru. Suplement to pomysł na to, jak ocalić wszystkie ciekawe teksty, które z braku miejsca na łamach kwartalnika nie mogły się w nim znaleźć. Suplement zawiera przede wszystkim teksty dłuższe, które nie weszły do poszczególnych numerów, bo zaburzyłyby ich równowagę, a tu mogły w pełnej objętości się znaleźć.
Nie obyło się także bez pytania o pieniądze. Pierwszy numer „Wyspy” ukazał się bez dotacji, finansowany przez Bibliotekę Analiz, kolejne wydawane były ze środków MKiDN, Biblioteki Analiz, a w roku 2014 dodatkowo z pieniędzy przyznanych przez Narodowe Centrum Kultury (NCK). Kto będzie finansował tegoroczne numery i co się w nich znajdzie pokaże czas najbliższy.
Dziękujemy za obecność i zapraszamy na kolejne spotkania.
Projekt współfinansuje m.st. Warszawa – Dzielnica Śródmieście
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…