Co to znaczy: być aktorem? Próbę odpowiedzi na to pytanie znajdziemy w ostatnim numerze kwartalnika „nietak!t” (19/2014), w serii dwunastu wywiadów przeprowadzonych z różnymi wykonawcami tego zawodu. Tytuł omawianego zeszytu brzmi jednak nie „aktor”, a „aktor-traktor”. Owszem, jest zabawny – ale przecież nie w tym rzecz. Ten tytuł nas naprowadza: kojarzy się trochę z automatyzacją (aktor-robot?), trochę z uprawą i w ogóle tym, co wiejskie i może już nieco podstarzałe, a dzisiaj na pewno dla wielu osób dość dalekie; chyba też z ciężką pracą. Kieruje również naszą uwagę w stronę drugiego obszaru, który możemy spenetrować – w czasopiśmie znajdują się jeszcze teksty o teatrach i niby-teatrach – nieznanych, peryferyjnych. Na drugą część „nietak!tu” składają się relacje z festiwali, reportaże z pracy w małych, często wcale nieznanych szerszej publiczności, ale niezwykle ważnych dla lokalnej społeczności zespołach teatralnych, i z tego, co niezwykłego – związanego z teatrem, oczywiście – dzieje się na świecie.

O swojej pracy opowiada dwunastu różnych aktorów: początkujący i doświadczony, wolny strzelec i pracujący na etacie, ktoś rozpoznawalny i ktoś właściwie anonimowy, osoba związana z teatrem tańca… Ale czy spojrzenie na jeden zawód z kilkunastu perspektyw nie znuży czytelnika? Nie, bo każdy rozmówca mówi trochę o czym innym. Dzięki temu obraz zawodu aktora, który się wyłania z wywiadów, składa się w jedną całość – trochę chropowatą i pełną sprzeczności, ale jednak spójną.
Jak zostać aktorem? Można iść do szkoły teatralnej (Konrad Beta, Nigdy nie przestanę się uczyć) – ale dyplom ukończenia szkoły to tylko jeden z elementów procesu kształcenia. Podczas doskonalenia warsztatu aktorskiego chyba najwięcej daje praca z ludźmi: reżyserami i innymi aktorami – bo aktor jest częścią zespołu, nie działa w pojedynkę (Cezary Kłosiński, Zawód usługowy). Zespoły teatralne są jednak dzisiaj dość często rozbite, nie ma czasu, żeby stworzyć prawdziwy zespół – jak ten Agnieszki Glińskiej czy Krzysztofa Warlikowskiego. Odbija się to na jakości spektakli, coraz bardziej komercyjnych, granych pod publiczkę – zwłaszcza warszawskich. Stolica jest wciąż centrum życia teatralnego, gdzie istnieje wyraźny podział na teatry należące do kultury wysokiej i te dla masowego widza, publiczne i prywatne. Czasem po prostu brakuje funduszy, a że sposób finansowania teatrów jest niewłaściwy, dyrektorzy zmuszeni są wystawiać niezbyt wartościowe przedstawienia tylko po to, żeby zdobyć pieniądze na te naprawdę godne uwagi, ale, niestety, mało popularne. I jak aktor ma mieć satysfakcję ze swojej pracy? Staje się marionetką, robotem – tytułowym traktorem właśnie.
W dodatku środowisko teatralne jest dość zamknięte, upolitycznione i coraz bardziej skomercjalizowane. Te czynniki mają duży wpływ na rolę teatru jako medium, jako miejsca kształtującego świadomość kulturalną ludzi. Podczas gdy w małym ośrodku ma on szansę stać się osią miasta – nie tylko rozrywkową, ale też umożliwiającą obcowanie ze sztuką wyższą i zrozumienie jej – w metropolii jest rozproszony i przez to trudniej uczynić go elementem życia ludzi (Przemysław Bluszcz, W Warszawie jak w oku cyklonu). A co z aktorskim powołaniem? Jak je realizować? Można stanąć po drugiej stronie i zostać reżyserem. Może; ale mimo tej przepaści oddzielającej aktora od reżysera te dwa zawody są sobie bliskie, bo można je uplasować dokładnie naprzeciwko siebie – ale wtedy, jak na ironię, trudno w swoich spektaklach, wymarzonych i zrobionych zgodnie ze swoimi oczekiwaniami, zagrać. Jak skupić się na grze, gdy trzeba się zastanawiać, czy na partnera dobrze pada światło? Jak samemu sobie dawać wskazówki? (Lena Frankiewicz, Dwutorowo). Poza tym, relacja uczeń-mistrz jest w zawodzie aktora bardzo ważna (Jerzy Radziwiłłowicz, To uczeń tworzy mistrza).
Źródłem satysfakcji może być też próba przejścia od roli ucznia w teatrze do roli mistrza dla uczniów – tyle że np. szkół podstawowych. Albo mistrza dla ludzi już dorosłych, w każdym razie dla tych, którzy z aktorstwem niewiele mieli wcześniej wspólnego. Aktor może oddać się „pracy u podstaw” – czyli edukacji kulturalnej widzów. W jej ramach można na przykład organizować warsztaty albo zakładać teatry amatorskie (Julian Chrząstowski, „Amatorski” brzmi dumnie). W ten sposób można też nauczyć ludzi z pasją realizować ich potrzeby serca – które nie zawsze mogą realizować sami aktorzy zawodowi. W końcu aktor to jednak praca, a nie hobby, jakoś trzeba się z niej utrzymać i zdarza się, że trzeba grać rolę, której się grać wcale nie chce, taką, która nie daje rozwinąć skrzydeł. Do każdego projektu należy jednak podchodzić poważnie. Aktor ma obowiązek w każdej swojej roli – czy to serialowej, czy teatralnej – postarać się, żeby wypaść jak najlepiej (Piotr Cyrwus, Nie jesteśmy schizofrenikami, jesteśmy profesjonalistami). Grając w ambitnym przedstawieniu teatralnym, ma do tego motywację wewnętrzną – sam chce zinterpretować rolę tak, żeby dotrzeć do serc ludzi, wejść w kontakt z widzami. Coraz częściej widownia również jest oświetlona, dzięki czemu aktor może na bieżąco kontrolować reakcje odbiorców. Źle się gra, gdy na setce twarzy widać niezrozumienie; wtedy wiadomo, że następnym razem w przedstawieniu należy coś zmienić – nawet jeśli to sami widzowie są źle wyedukowani. Aktor musi zrozumieć potrzeby widza. Z drugiej strony jednak, widz również powinien chcieć zanurzyć się w świecie teatru, dlatego tak ważne jest wzajemne oddziaływanie między adresatem i odbiorcą.
Co innego w reklamie czy serialu, gdzie widowni nie widać. Tam aktor często ma inną motywację, żeby się zaangażować – zewnętrzną, bo… pieniężną. W końcu żadna praca nie hańbi, a aktorowi na etacie w teatrze płaci się mało. A mimo to ludzie wciąż garną się do tego zawodu i w rezultacie w Polsce jest nadprodukcja aktorów.
Zawsze jednak można znaleźć dla siebie jakąś niszę, na przykład zakładając swój teatr, który będzie się czymś wyróżniał. Powiedzmy tym, że impresyjne, afabularne spektakle będą wywodzić się z ducha muzyki (Kamila Klamut, Coś zaczyna w nas pracować). Ciekawa jest też idea Steve’a Paxtona, twórcy kontaktimprowizacji – skrajne oderwanie się od jakiejkolwiek fabuły, od wszelkich ograniczeń scenariuszowych na rzecz całkowitej swobody ciała, wczucia się w siebie i swojego partnera (Jakub Kasprzak, „Się” tańczy). Tylko pozbywając się ograniczeń, można osiągnąć harmonię. Łatwo znaleźć podobieństwa między tym stanem a mistycznymi przeżyciami buddyjskich mnichów, którzy, medytując, oddają się różnym rytualnym tańcom i którym zdarza się nawet… nieświadomie skakać po dachach (Mirosław Kocur, Trans na dachu świata).
Współcześnie istnieją obok siebie różne rodzaje teatrów. Są teatry tradycyjne, wśród których nie brakuje takich jak grecki „Dora Stratou”, którego członkowie są mocno zakorzenieni w kulturze ludowej – grają w autentycznych kostiumach sprzed drugiej wojny światowej, w teatrze zbudowanym na wzór starożytnych, pod gołym niebem (Hanna Raszewska, Między teatrem a autentyzmem). Ale można też oglądać spektakle na telefonach komórkowych; istnieją nawet takie przedstawienia, które wręcz wymagają ściągnięcia specjalnych aplikacji na iPhone’a. Organizuje się widowiska, w których zamiast żywych ludzi występują hologramy (na przykład pośmiertny występ Michaela Jacksona podczas Billboard Music Awards w Stanach Zjednoczonych) albo androidy, jak coraz częściej bywa w Japonii (Jakub Kasprzak, Jaki będzie teatr przyszłości?). Nie słychać jednak o urządzeniu potrafiącym interpretować wskazówki reżysera – tutaj aktor, podobnie jak w okazywaniu emocji, pozostaje niezastąpiony.
Ostatni „nietak!t” pozwala nam wejść z aktorami za kulisy, od podszewki zgłębić ich codzienne zmagania z aktorstwem. Dla czytelników-aktorów, również tych grających w teatrach amatorskich, może być kopalnią inspiracji – bo pokazuje, że aktorski świat nie ogranicza się tylko do gry na scenie. Z kolei czytelników będących laikami kwartalnik powinien skłonić nie tylko do zainteresowania się nowymi formami teatru, ale również zachęcić do przemyślenia roli teatru w dzisiejszym świecie i do wejścia w rolę aktywnego odbiorcy sztuki scenicznej, co wcale nie jest takie proste. Jeśli widz będzie biernie siedzieć w fotelu i bezmyślnie przyglądać się scenie, nie dając aktorowi szansy na zaistnienie w swoim życiu, nie ma co liczyć na katharsis. Teatry nie staną się ośrodkami życia kulturalnego, dopóki widzowie ich tymi ośrodkami nie uczynią. A warto, bo podobnie jak traktor usprawnia pracę na polu, tak aktor, wcielając się w odpowiednią rolę, może nas wiele nauczyć – albo po prostu umilić codzienność.
Anna Olmińska
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…