Literacki kontent

Piątek wieczór, byłam na premierze. Nie wychodząc z domu.

6 października w Krakowie zespół redakcyjny niedawno powstałego kwartalnika „Kontent” prezentował drugi (lipiec-wrzesień 2017) numer periodyku, który miejmy nadzieję nie będzie efemerydą, utrzyma się dłużej. Formułuję to życzenie, bo mamy szansę dowiedzieć się, co tworzą i myślą o tej twórczości młodsi autorzy i autorki. Łamy czasopisma zostały bowiem skolonizowane przede wszystkim przez roczniki 80. i 90.

Okładka zaleca się do czytelnika bielą i czernią, taka jest zresztą koncepcja graficzna całego składu, by pozostawić dużo światła: minimalistycznie, surowo lub skromnie (trudno mi orzec, za czym świadomie się opowiedziała autorka opracowania Aleksandra Ćwikowska). Na okładce oczko nazwisk, które układają się, można by to tak zobaczyć, w wieżę (Babel). W środku zaś znajdziemy więcej nazwisk autorów niż wyrzucone na pierwszy ogląd czytelniczy 21. Pomysł na prezentację kolejnych tekstów jest, chciałoby się rzec, oczywisty: skoro przedstawiamy zestawy wierszy i opowiadań, to faktycznie je przedstawmy, to znaczy opowiedzmy też o nich. I rzeczywiście pod każdym zestawem czy pojedynczym utworem – dotyczy to wierszy z rubryki onewierszstandy – otrzymujemy krytyczny komentarz.

Różnie redakcje podchodzą do zagadnienia, jak tworzyć czasopismo. Bywa, że sama publikacja utworów, nie opatrzona dodatkowym odsłowiem, wystarcza. Za deklarację starczyć ma wybór, selekcja nazwisk i utworów. Zamieszczone recenzje i szkice, ale już odnoszące się do innych tekstów, stanowią pole krytycznej wypowiedzi, formułowania stanowisk, i w ten sposób tworzą kontekst dla artystycznych prezentacji. Dialog organizowany jest więc na linii redaktorzy – czytelnik. W „Kontencie” dialog jest już wpisany w czasopismo, odbywa się dośrodkowo, ale właśnie ten ruch tym mocniej inicjuje odśrodkową relację z czytelniczkami (tak, tak, doceniam genderowy gest osób piszących komentarze, w których tradycyjną figurę czytelnika zastępują nastawioną na zmianę komunikacyjnego paradygmatu figurą czytelniczki) – poznajemy teksty, dowiadujemy się, co o nich myślą inni i uruchamia się w nas polemiczny zapał.

Kontent_2_2017
Okładka numeru 2/2017 kwartalnika „Kontent”

Numer jest obszerny. Redaktorzy wybierać musieli – jak ujął to Mikołaj  Borkowski – z „fantastycznie licznego naboru”. Można na kilka sposobów czytać określenie fantastyczny – jako wyraz docenienia wysiłków towarzyszących tworzeniu pierwszego numeru, który na tyle się spodobał, że poszła fama wśród piszących i teraz każdy chciałby się znaleźć w „Kontencie”, ale też jako radość z wysokiego poziomu spływających tekstów, stąd jego pojemność, trudno bowiem było zrezygnować z wielu propozycji. Ocenę tego, co ostatecznie otrzymujemy, pozostawiam czytelniczkom, ja podzielę się opinią, że nawet cieszy ta obfitość – raz na trzy miesiące (jeśli redakcja utrzyma kwartalny rytm wydawniczy) dostaję do ręki, czyli na komputer (czasopismo jest dostępne w różnych formatach i dzięki temu wystarczyło, że pobrałam PDF, nie musiałam jechać do Krakowa), przegląd tego, co dziś piszą młodzi.

Być może dałoby się pociągnąć analogię z tym, co dzieje się w świecie seriali; nowych tytułów nie brakuje, scenarzyści zaskakują pomysłami, trudno nadążyć za tym urodzajem, wybiera się więc rzeczy polecane, a czasem czyni własne odkrycia, w każdym razie oglądalność utrzymuje się na wysokim poziomie. Czyż z produkcją literacką nie jest podobnie? Liczba piszących i chcących publikować nie maleje, teraz tylko czekać, aż czytalność będzie równie wysoka co oglądalność.

Dwugłos

„Podobno Szkoci mają czterdzieści słów na deszcze o różnym natężeniu” – puentuje jedną ze swoich miejskich mikroprzygód Michał Cichy w książce Zawsze jest dzisiaj. Podobno Eskimosi żyją w języku śniegiem. Czym żyją poeci i poetki? Wszystkim. Chociaż i tak większość, by powiedziała, że wszystkiego nie da się wysłowić.

dla was w czterech ścianach własnych wierszy
odmierzam rytm mojego serca
by wytrwać w tym pościgu za niewysłowionym
by przetrwać w tej walce o samą siebie
by znaleźć się po drugiej stronie słowa

A to już jest cytat z wiersza Znikąd donikąd Ewy Sonnenberg, który znajdziemy w 20. numerze (2/2017) „eleWatora”. Poza nim redaktorka działu poezji, Maja Staśko (zakładam, że to, co w stopce napisane, ma odzwierciedlenie w praktyce) wybrała do prezentacji artystycznej jeszcze dwa utwory tej autorki Diana i Niewidzialne. I jest to spójny wybór, w każdym bowiem wierszu słyszymy kogoś, kto wydawałoby się głos ma niepewny, przemawia do nas z oddalenia, pełen jest (z)wątpienia i słabości. A jednak jest to głos mocny i dobitny. Pełen determinacji i pasji.

przywiązałam się do każdego słowa
jakby miały wpływ na moje życie
może dlatego to co piszę jest zbyt szczere
zbyt wiarygodne zbyt prawdziwe

[Niewidzialne]

Jest jeszcze jedna rzecz, która charakteryzuje ów głos, a jest to jego siła angażowania uwagi czytającej, czytającego. Od razu ustanawia się pakt komunikacyjny: słucham, bo chcę poznać tę, która do mnie mówi, bo chcę zrozumieć, co do mnie mówi i dlaczego wybrała właśnie mnie.

Mowa jest nie tylko po to, żeby opisać otaczający nas świat w atmosferycznych wymiarach, jest dla przetrwania ja, które staje się wy.

dla was jestem każdym tylko nie sobą
bo boli mnie to co tkwi głęboko we mnie
bo jeśli nawet to nie zrozumiecie
bo tym wszystkim mówię za was

[Znikąd donikąd]

Głos jednostkowy, ale w którym pobrzmiewa doświadczenie wielu, przemawia do mnie także z wierszy Hanny Marii Zagulskiej – Se puede, Compan, Unidad. Lęki, życiowa chwiejność i wspomaganie się farmaceutykami znane są każdemu pokoleniu, więc w tym wypadku chyba byłoby bez znaczenia wyznaczanie różnicy pokoleniowej, jaka dzieli dwie poetki.  Sonnenberg jest z roczników 60., Zagulska – 90., obydwie w wierszach, które drukowane są w „eleWatorze”, dają przemówić podmiotom samoświadomym, wyczulonym na różne opresje i z trudem znajdującym miejsce w tym świecie. Mowa Sonnenberg jest bardziej śpiewna i zrytmizowana, szukająca pełniejszej frazy, zamykająca się w kompozycyjnym dopracowaniu, u Zagulskiej dużo jest eliptyczności, zmontowanych fragmentów wypowiedzi, które tworzą zapis życiowych sytuacji, do ewentualnego złożenia w całość, chociaż unikanie całościowego ujęcia ma tu swoje znaczenie – przynajmniej dla mnie – może oddawać pośpiech nowoczesności, jest jak czkawka współczesnego tempa.

jutro wstanie wszystko że wszystko się kręci
ja jestem że świat się kończy ale będzie
że ze wszystkim sobie
śnią mi sięprzecięte
nic nie chcę załatać załatwić
bo mam bunt bo mam ten zapach wreszcie i racje

[Compan]

Okładka numeru 1 (35) 2017 „eleWator”
Okładka numeru 1 (35) 2017 „eleWator”

 

W Klagenfurcie, czyli w Celovcu

W najnowszych „Tekstualiach” [1 (48) 2017] czytamy o granicach nadinterpretacji. Liczne artykuły teoretycznoliterackie poszerzają pole przedmiotowych badań, których niedosyt odczuwają redaktorzy numeru. Porządkowanie wiedzy, stanu dotychczasowych ustaleń i wprowadzenie nowych perspektyw to – zdaje się – główne ich cele. Mimo to numer nie tylko dla akademików i akademiczek.

Tekstualia_1-48-2017

„Tekstualia”  – okładka numeru [1 (48) 2017]

Jeden z wierszy – Smoking / No Smoking (tłum. Miłosz Waligórski) – w bloku prezentacji artystycznych przywołuje we mnie wspomnienie niedawnej podróży. Serbska poetka, zapewne wiedziona tym samym pragnieniem co ja, jedzie do Klagenfurtu. Na chwilę widzę ją, chociaż nie wiem, jak wygląda, w tych samych salach Muzeum Roberta Musila, w którym wydzielono kawałek przestrzeni dla Ingeborg Bachmann. Nie ma w nich żywego ducha, poza parą kustoszy. Tym łatwiej o skupienie i ciszę. Czytaj dalej

W stronę sieci. Czasopisma kulturalne a nowe technologie

Serdecznie zapraszamy na ostatnie w tym roku spotkanie z cyklu „Kawa i w-strone-sieciczasopisma”. Rozpoczniemy je od prezentacji czasopisma „Rita Baum”, a następnie przejdziemy do dyskusji na temat możliwości, jakie stwarza Internet przy tworzeniu i wydawaniu czasopism kulturalnych.

Po prezentacji czasopisma spytamy o różnice między wydaniami papierowymi a tymi w sieci. Zastanowimy się, na ile istotne jest obudowywanie inicjatywy wydawniczej wydarzeniami zewnętrznymi, które tworzą kontekst dla funkcjonowania kwartalnika.

W drugiej części spotkania otworzymy dyskusję na temat Internetu jako medium przynoszącego nową jakość w redagowaniu czasopism. Czy uczestnicy – nadawcy i odbiorcy – życia kulturalnego potrafią w pełni wykorzystać możliwości związane z publikacją w sieci? Na ile medium powinno wpływać na kształt publikowanych materiałów i czy adresat pism papierowych i internetowych jest tożsamy? Porozmawiamy o interaktywności wpisanej w projekty sieciowe, np. co daje możliwość komentowania publikowanych treści i kiedy ma ona sens, a także czy zaciera się różnica między nadawcą i odbiorcą, a tradycyjny podział na redakcję i czytelników z czasem przestanie istnieć.

Do rozmowy o szansach dla czasopism kulturalnych, jakie daje funkcjonowanie w sieci zaprosiliśmy Piotra Czerniawskiego, redaktora „Rity Baum”, Olę Wasilewską – graficzkę, redaktorkę wizualną czasopisma „Wakat”, Piotra Puldziana Płucienniczaka z Rozdzielczości Chleba oraz Macieja Jakubowiaka z „Dwutygodnika”.

Spotkanie poprowadzi Sylwia Głuszak.

8 grudnia (wtorek)
godz. 18.30 – spotkanie z „Ritą Baum”
godz. 19.00 – dyskusja „W stronę sieci”

Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy, Koszykowa 26/28

Organizator Fundacja Otwarty Kod Kultury
Projekt współfinansuje m.st. Warszawa – Dzielnica Śródmieście

Zapraszamy!

Zaangażowani w kulturze. Czy mają wpływ na rzeczywistość?

plakat listopadW ramach kolejnego spotkania z cyklu „Kawa i czasopisma” w Katowicach chcemy zaprosić Państwa do rozmowy o literaturze i sztuce zaangażowanej.

Spotkanie odbędzie się 7 listopada (sobota) o godz. 17:00 w Bellmer Cafe przy pl. Wolności 9 w Katowicach.

Wraz z naszymi gośćmi – członkami i współtwórcami katowickich i ogólnopolskich czasopism kulturalnych, zastanowimy się, czy kultura wysoka ma jeszcze wpływ na rzeczywistość społeczną i medialną. Czy w ogóle możliwy jest w dzisiejszej sztuce i krytyce eskapizm? Co się zmieniło w paradygmacie kultury zaangażowanej na przestrzeni ostatnich 10 lat? A może zmieniły się tylko formy i gatunki dzieł, które łączymy ze sztuką zaangażowaną? Upomnimy się także o tych, którzy angażują się w działania kulturalne i upatrują w kulturze narzędzia zmiany społecznej.

Gośćmi Soni Gwóźdź-Rusinek będą Kamila Czaja – redaktorka działu „Idee” w dwutygodniku internetowym „artPAPIER”, doktorantka w Instytucie Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opackiego, absolwentka filologii polskiej i psychologii w ramach MISH UŚ, a także autorka artykułów naukowych w monografiach zbiorowych oraz esejów i recenzji publikowanych w „artPAPIERZE”, „FA-arcie” i „Twórczości”, Radosław Wiśniewski, współzałożyciel Stowarzyszenia Żywych Poetów w Brzegu i współtwórca dzieł przy nim powstałych, autor bloga jurodiwy-pietruch.blog.pl. Wydał cztery samodzielne zbiory wierszy, w przygotowaniu jest piąty – „Dzienniki Zenona Kałuży” i szósty – „Inne bluesy”. Był redaktorem pisma literackiego „Red.”, w czasach, kiedy istniało pismo. Stały współpracownik „Odry”, „Studium”, „Salonu Literackiego”, jak się sam określa – watażka kulturalny, Dawid Kujawa, krytyk literacki, od 2010 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatyw Wydawniczych w Katowicach, autor licznych omówień krytycznych dotyczących najnowszej polskiej poezji, drukowanych w prasie literackiej i antologiach, redaktor naczelny internetowego miesięcznika „OPCJE 1.1”, członek redakcji Magazynu Literatury i Badań nad Codziennością „Przerzutnia”, w 2014 roku wydał książkę Wideopoezja. Szkice, a także Dawid Matuszek – teoretyk lektury, pracuje w Instutucie Nauk o Literaturze Polskiej UŚ, redaktor w kwartalniku „FA-art”, Zajmuje się psychoanalizą literatury i literaturoznawstwa, a także męskością w literaturze i kulturze polskiej.


Serdecznie zapraszamy do wspólnej dyskusji!

„Kawa i czasopisma” w Katowicach: relacja ze spotkania „Spis lektur. Kanon literacki według redaktorów i redaktorek czasopism”

Pierwsze po wakacyjnej przerwie spotkanie w ramach katowickiej odsłony cyklu „Kawa i czasopisma” odbyło się 3 października w Cafe Bellmer. Tym razem tematem spotkania był „Spis lektur. Kanon literacki według redaktorów i redaktorek czasopism”.

Gośćmi Sonii Gwóźdź-Rusinek byli: prof. Zbigniew Kadłubek – członek redakcji „Fabryki Silesii”, pracownik Uniwersytetu Śląskiego, filolog klasyczny, komparatysta, eseista, tłumacz; prof. Krzysztof Uniłowski – członek redakcji „FA-artu”, krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Śląskiego; dr Wojciech Rusinek – redaktor działu „Literatura” w dwutygodniku internetowym „ArtPapier”, nauczyciel języka polskiego; Agnieszka Wójtowicz-Zając – krytyczka literacka, doktorantka Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. I. Opackiego.

Zarówno nowa lokalizacja, jak i weekendowy czas spotkania zauważalnie zmieniły jego charakter na bardziej swobodny. W sobotnie popołudnie w kawiarni było gwarno i tłoczno, rozmowie przysłuchiwali się zarówno stali bywalcy, jak i nowi goście „Kawy i czasopism”, publiczność chętnie zabierała też głos w dyskusji.

Wstępem do rozmowy była prezentacja książki Zbigniewa Kadłubka „99 książek, czyli mały kanon górnośląski”. Autor wyjaśnił, czym jest kanon i jak ważna, jego zdaniem, jest jego rola w odnajdywaniu swojej tożsamości i odpowiedzi na pytanie „jak żyć?”. Tradycyjnie już, polemikę z profesorem Kadłubkiem podjął prof. Krzysztof Uniłowski, krytycznie odnoszący się do tworzenia kanonów literackich. Jednak obaj rozmówcy zgodzili się, że taki kanon jest potrzebny także jego przeciwnikom, choćby po to, by go zakwestionować, zdekonstruować czy uczynić istotnym tematem dyskusji o literaturze. Wojciech Rusinek, który na co dzień uczy języka polskiego w II LO im. M. Konopnickiej w Katowicach, opowiedział o trudnym kompromisie, jakim jest dla nauczyciela próba pogodzenia wymagań maturalnych z chęcią nauczenia młodych ludzi indywidualnego podejścia do literatury. Temat obowiązujących lektur szkolnych wprowadził do dyskusji dużo emocji, zwłaszcza w kwestii twórczości Sienkiewicza i Orzeszkowej. Agnieszka Wójtowicz-Zając mówiła o miejscu literatury tworzonej przez kobiety w kanonie literackim, a także ich znikomej obecności w spisie lektur szkolnych.

Zastanawiano się także, czemu przede wszystkim powinna służyć literatura i czy współczesna młodzież w ogóle chce czytać książki. Porównywano obecne pokolenie z pokoleniem ich rodziców. A co z literaturą popularną? Czy czytelnicy literatury wampirycznej, horrorów, kryminałów i romansów również tworzą swoje kanony? Według dr. Mikołaja Marceli, obecnego wśród publiczności specjalisty w dziedzinie literatury popularnej – tak właśnie się dzieje. Nie inaczej wygląda sytuacja na blogach literackich oraz stronach fanowskich. Tam też, żeby uzyskać pewną „przynależność”, należy znać określone książki. A jeśli uznamy, że kanony literackie są potrzebne, to kto powinien je tworzyć? Czytelnicy, czy tak zwana „grupa ekspertów”? Niestety ze względu na ograniczenia czasowe (spotkanie trwało półtorej godziny) ta ciekawa i emocjonująca dyskusja pozostawiła wiele pytań bez odpowiedzi i pewien niedosyt.

Magdalena Micuła

październik belmer 2 październik belmer 3 październik belmer 2

Zdjęcia: Jonasz Plaskota

Fotorelacja ze spotkania z „Kulturą Współczesną” w Tarabuku

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć ze spotkania z redakcją  kwartalnika Kultura Współczesna, które odbyło się 6 października w warszawskiej kawiarni Tarabuk. Sekretarz redakcji, Bartosz Raducha, opowiedział o profilu czasopisma, strategii rozwoju i najbliższych planach. Następnie omówiliśmy najnowszy numer, którego przewodnią myślą było hasło „od animacji lektury do animacji kultury”. W dyskusji wzięli udział dr Roman Chymkowski – redaktor numeru oraz autorki tekstów – dr Weronika Parfianowicz-Vertun i Joanna Cieloch-Niewiadomska. Na podstawie tekstów z „Kultury Współczesnej” i wrocławskiego pisma „Przerzutnia”, które stawia pierwsze kroki na rynku, skupiliśmy się na temacie czytelnictwa w Polsce. Staraliśmy się przeanalizować kampanie zachęcające do chwycenia za książkę, nie zabrakło również krytycznych słów dla obecnego stanu systemu edukacyjnego, który nie uczy najmłodszych, że czytać można dla przyjemności. Wnioski z dyskusji, nie były bardzo optymistyczne, okazuje się bowiem, że medialne akcje propagujące czytelnictwo, są mało skuteczne i nie docierają do tych, do których są kierowane.

Jeżeli macie problem, z wyborem właściwej lektury dla siebie, zapraszamy na nasz przegląd prasy kulturalnej, już w sobotę 17 października do Czytelni Czerwijowskiego.

17 89 1012132 1411 16356

Organizator Fundacja Otwarty Kod Kultury

Projekt współfinansuje m.st. Warszawa – Dzielnica Śródmieście

Jak i kogo leczyć z nieczytania, czyli czy da się wypromować czytelnictwo?

Mamy przyjemność zaprosić na kolejne z cyklu spotkanie, które odbędzie się 6 października o 18.30 w kawiarni&księgarni Tarabuk. Tym razem naszym gościem będzie redakcja kwartalnika „Kultura Współczesna”.

Rozmowę rozpoczniemy od pytań o profil czasopisma, strategię wydawniczą redakcji, najbliższe plany i perspektywy rozwoju. O czasopiśmie opowie sekretarz redakcji – Bartosz Raducha, którego spytamy m.in. o to, w jakim sensie i na ile sama „Kultura Współczesna” ma się za czasopismo akademickie, a w jakim pozostaje pismem i medium kulturalnym? Na ile nastawiona jest na wewnątrz- i międzyśrodowiskowy dialog?

Od pytań o profil pisma przejdziemy do rozmowy o niedawno wydanym numerze: „Od animacji lektury do animacji kultury”. Artykuły w nim zawarte prowokują do namysłu nie tylko nad relacją między tytułowymi ścieżkami animacji, ale też nad stanem czytelnictwa w Polsce. O czytaniu i animacji lektury będziemy dyskutować z redaktorem i autorkami numeru. Zastanowimy się nad możliwymi strategiami wspomagania rozwoju czytelnictwa i spytamy o sensowność/skuteczność medialnych kampanii propagujących czytanie. Spytamy, jak rozumieć animowanie lektury, kto i jak może się w nie praktycznie angażować. Nasze rozważania oprzemy także o zawartość pierwszego numer wrocławskiego pisma „Przerzutnia”, jako że tematyka tego inicjalnego numeru koresponduje z dyskutowanym problemem.

W spotkaniu wezmą udział przedstawiciele redakcji „Kultury Współczesnej” (z sekretarzem – Bartoszem Raduchą), a w roli dyskutantów w drugiej części – naukowcy i pracownicy Biblioteki Narodowej: dr Roman Chymkowski – redaktor numeru oraz autorki tekstów – dr Weronika Parfianowicz-Vertun i Joanna Cieloch-Niewiadomska. Spotkanie poprowadzi Eliza Kącka.

                                                 

Kwartalnik „Kultura Współczesna. Teorie. Interpretacje. Praktyka” wydawany jest nieprzerwanie od 1993 roku – najpierw przez Instytut Kultury, a od 2003 roku przez Narodowe Centrum Kultury. (…) Pismo, zachowując status kwartalnika naukowego o wyraźnym kulturoznawczym rodowodzie, wpisującego się w najbardziej aktualne debaty poświęcone kulturze, naukom o kulturze, jak również zjawiskom okołokulturowym, jest otwarte na inne środowiska kulturo- i opiniotwórcze w kraju i za granicą, pragnie być forum wymiany myśli i dyskusji wykraczających poza Akademię.


Organizator Fundacja Otwarty Kod Kultury.
Projekt współfinansuje m.st. Warszawa – Dzielnica Śródmieście

Spis lektur. Kanon literacki według redaktorów i redaktorek czasopism

plakat październik jpgSerdecznie zapraszamy na pierwsze w jesiennej edycji spotkanie z cyklu Kawa i Czasopisma w Katowicach!

Jesienią przenosimy się do nowego miejsca: Bellmer Cafe przy Pl. Wolności 9 w Katowicach. Pierwsze spotkanie, w sobotę 3 października o godz. 17:00,  zostanie poświęcone kanonowi literackiemu – Spis lektur. Kanon literacki według redaktorów i redaktorek czasopism.

Gośćmi Soni Gwóźdź-Rusinek będą prof. Zbigniew Kadłubek (członek redakcji „Fabryki Silesii”, pracownik Uniwersytetu Śląskiego, filolog klasyczny i komparatysta, zajmujący się eseistyką oraz tłumaczeniami), prof. Krzysztof Uniłowski (członek redakcji „FA-artu” oraz pracownik Uniwersytetu Śląskiego, krytyk literacki i historyk literatury) oraz dr Wojciech Rusinek (redaktor działu „Literatura” w dwutygodniku internetowym „ArtPapier”, a także nauczyciel języka polskiego w II LO im. M. Konopnickiej w Katowicach), oraz Agnieszka Wójtowicz-Zając (doktorantka Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. I. Opackiego, a także krytyczka literacka, publikowała m.in. w „ArtPapierze”, „Opcjach”, „Śląsku”, „Toposie”) oraz autorka artykułów i esejów publikowanych w tomach naukowych.

Czy istnieje jeszcze kanon literacki? A jeśli tak, to co miałoby/mogłoby się w nim znaleźć? I jak ma się pojęcie kanonu literackiego do szkolnego spisu lektur obowiązkowych? Na te i inne pytania spróbują odpowiedzieć nasi goście – do aktywnego udziału zapraszamy także publiczność!

Więcej informacji na Facebooku i stronie wydarzenia Spis lektur. Kanon literacki według redaktorów i redaktorek czasopism.

Pisanie jest tylko jednym z elementów naszego zaangażowania – rozmowa z Miszą Tomaszewskim, redaktorem naczelnym Magazynu „Kontakt”

Eliza Kącka: W zajawce wiszącej na waszej stronie internetowej – dopowiedzmy, że „Kontakt” ukazuje się i w wersji drukowanej, i w wersji sieciowego dwutygodnika – rzuca się w oczy „katolewicowość”. Co to za pomysł, kto na niego wpadł i czy od początku pismo ma taki profil? Dodajmy, że nie tylko pismo, ale i środowisko: podkreślenie tej środowiskowości, bo poza pracą redakcji podejmujecie szereg inicjatyw społecznych, różnych przedsięwzięć, to chyba jest dla was też istotna kwestia. A wspólnym mianownikiem wszystkich waszych działań – publikacyjnych, społecznych – jest katolickość, a równocześnie wrażliwość lewicowa. Dlaczego zależało wam na podkreśleniu takiej identyfikacji?

Misza Tomaszewski: Nasza katolewicowość jest identyfikacją do pewnego stopnia autoironiczną. Bywa przecież, że katolicy posługują się nią jako inwektywą. My jednak afirmujemy przy jej pomocy swoją postawę, w której jest miejsce zarówno na dystans, jak i na zaangażowanie. Nasza tożsamość sprawia wrażenie hybrydowej, katolicko-lewicowej, co w jakimś sensie wyróżnia nas na mapie polskich środowisk ideowych. W naszym przekonaniu nie ma tu jednak żadnej dwoistości, żadnego wewnętrznego napięcia. To, że jest się chrześcijaninem, ma różne implikacje, w tym również poważne implikacje społeczne, ekonomiczne i – szerzej jeszcze – polityczne, choć oczywiście nie partyjne. W praktyce polskiego katolicyzmu wątki związane ze społecznym nauczaniem Kościoła znajdują się na odległym planie. Redakcja magazynu „Kontakt” się o nie upomina.

E.K.: Jak siebie umiejscawiacie na zarysowanym przez was samych tle? Chodzi mi o miejsce „Kontaktu” na mapie środowiska czasopism katolickich – z jednej strony, z drugiej – lewicowych czy lewicująco-społecznych, bo też ta mapa jest dość rozległa. Mamy takie pisma jak – by wymienić tylko kilka – „Pressje”, „Więź”, „Czterdzieści i Cztery” (z wyraźną identyfikacją neomesjanistyczną), „Znak”, który z kolei podejmuje dość często wątki społeczne i próbuje je problematyzować. Jak – będąc czasopismem o krótkiej, na razie egzystencji – widzicie siebie na tle tych środowisk?

M.T.: Zagospodarowaliśmy pewną niszę na polskim rynku czasopism, ale również na polskiej mapie ideowej. Przyjęliśmy tożsamość, po którą mało kto chciał się schylić, pomimo że była ona na wyciągnięcie ręki. Teraz umożliwia nam ona podejmowanie współpracy z bardzo różnymi środowiskami. Utrzymujemy kontakty z krakowskimi spadkobiercami ruchu „Znak”, to znaczy „Tygodnikiem Powszechnym” i samym „Znakiem”. Kraków zawsze był nieco bardziej konserwatywny od Warszawy, ale wydaje mi się, że nie tylko z młodszym pokoleniem tamtejszych redaktorów rozumiemy się coraz lepiej, i to nie ze względu na jakiś nasz konserwatywny dryf. Mamy swoich współpracowników w redakcji „Pressji” i w Klubie Jagiellońskim. Utrzymujemy dobre stosunki z redakcją „Więzi”, której społeczna tradycja jest nam szczególnie bliska. Jeśli chodzi o środowiska lewicowe, to są one dość mocno między sobą poróżnione, ale podtrzymujemy współpracę zarówno z „Nowym Obywatelem” czy „Nowymi Peryferiami”, jak i z „Krytyką Polityczną” czy „Le Monde Diplomatique”. Jeśli z kimś rzeczywiście trudno nam się porozumieć, to z jednej strony z radykalnie wolnorynkowymi ekonomistami, z drugiej zaś – z radykalnie konserwatywnymi katolikami. Bywa zresztą, że w sprawach społeczno-ekonomicznych mówią oni jednym głosem, sięgając tylko po różne uzasadnienia aksjologiczne. Wiara w świętość własności prywatnej i wiara w świętość patriarchalnego modelu rodziny w praktyce stosunkowo łatwo dają się ze sobą uzgodnić.

E.K.: Odnosząc się do tego, co przed chwilą powiedziałeś, muszę zapytać o czasopisma takie jak „Nowy Obywatel” i jemu podobne. Na półce periodyków społecznych też chyba współpraca kwitnie? Zauważyłam to w różnych wzmiankach czytelniczych, refleksjach; „Kontakt” wymieniany jest bardzo często w towarzystwie „Nowego Obywatela”. A to pośrednio informuje o tym, że właśnie tematy społeczne, obywatelskie są mocno widoczne w profilu waszego pisma.

M.T.: Eksponowanie problematyki społeczno-ekonomicznej jest czynnikiem, który wyróżnia nas na tle czasopism o tożsamości chrześcijańskiej. Fakt, że ujmujemy tę problematykę z chrześcijańskiej perspektywy, odróżnia nas z kolei od środowisk lewicowych. To jest naprawdę niewielki świat – tych kilkanaście redakcji ulokowanych, z kilkoma wyjątkami („Nowy Obywatel”, „Recykling idei”), w Krakowie i Warszawie. Stanowimy stosunkowo nieliczną grupę ludzi, którzy znają się z Facebooka i są przez jego algorytmy utrzymywani w świętym przekonaniu, że wszyscy myślą podobnie jak oni… Mówiąc zaś poważnie, przy wszystkich mankamentach portali społecznościowych, to dla nas jeden z podstawowych kanałów dystrybucji, źródeł pozyskiwania czytelników, przestrzeni nawiązywania współpracy.

E.K.: Pytanie, od którego chciałam zacząć tę rozmowę, ale pozwolę je sobie zadać teraz: jak mamy rozumieć podtytuł: „Magazyn nieuziemiony”?

M.T.: To chyba nie jest najlepsze pytanie. Trzymałbym się naszej katolewicowości. To po prostu gra słów, która nieudolnie zdaje sprawę z naszego poczucia dystansu i potrzeby lekkości.

E.K.: Ja bym tego nie lekceważyła, bo to też jest jakaś informacja o waszym podejściu do redagowania czasopisma, określania jego charakteru.

M.T.: Oczywiście, w tym haśle zawarte jest czytelne odniesienie religijne, a zarazem wyrażona jest potrzeba nieodpłynięcia w abstrakcyjny dyskurs.

E.K.: Wrażliwość społeczna też jakoś zamarkowana.

M.T.: Być może też. Na pewno słychać tu echo naszej aspiracji do używania języka, który nie gryzłby się ze społecznym profilem pisma. Wiele środowisk ma aspiracje, zresztą często nie tylko aspiracje, akademickie. Za tym idzie akademicki język i takaż perspektywa. Szanujemy to, ale wybieramy inną drogę. Choć oczywiście jesteśmy świadomi, że tacy do końca popowi nigdy nie będziemy – chyba że z punktu widzenia redaktorów „Pressji”. I chyba nawet nie chcielibyśmy być, bo świadczyłoby to o naszej intelektualnej nieszczerości. Chcemy posługiwać się językiem nauki społecznej Kościoła i nauk społecznych w ogóle, ale nie wpadać w akademicką manierę, która skutecznie uniemożliwiałaby nam docieranie do i tak wąskiej grupy docelowej. A wychodzi tak, jak wychodzi.

E.K.: Przy tym misyjność społeczna, powiedzmy, może zaistnieć, kiedy się odczyści język, rozjaśni przekaz. Na marginesie: w zajawce intryguje jeszcze pojawiający się problem teologii wyzwolenia. Niewiele z czasopism deklarujących się jako katolickie miałoby odwagę zabrać się za ten wątek, prawda?

M.T.: Jeśli chcemy mówić o społecznym wątku tradycji chrześcijańskiej – w znaczeniu wołania o sprawiedliwość i czynienia sprawiedliwości antycypującej sprawiedliwość wieczną – to teologia wyzwolenia staje się naszym oczywistym punktem odniesienia. Kościół lubi nie pamiętać o tym, jak wiele przejął z teologii wyzwolenia kategorii służących opisywaniu rzeczywistości społecznej w języku teologicznym, ale jest to historyczny fakt. Mówiąc o „opcji na rzecz ubogich” albo o „strukturach grzechu”, świadomie lub nieświadomie posługujemy się kategoriami wypracowanymi przez teologów latynoamerykańskich.

E.K.: Mnie ten kontekst nie zaskakuje, ale rzadko pojawia się na łamach innych czasopism.

M.T.: Myślę, że można to wytłumaczyć naszymi uwarunkowaniami geopolitycznymi. Klisze powielane na temat teologii wyzwolenia świadczą jednak w coraz większym stopniu o braku elementarnej rzetelności intelektualnej naszych publicystów. Możemy oczywiście sięgać do innych źródeł: działalności Dorothy Day, ojca Josepha Wresinskiego czy księdza Jana Ziei. Perspektywa teologów wyzwolenia jest jednak odmienna ze względu na kontekst miejsca i czasu, a także bardziej radykalna w praktyce rozumienia i przekształcania świata. Ponadto tym różnią się oni od wspomnianych postaci, że wielu polskich katolików o nich słyszało. Jest więc co odczarowywać.

E.K.: Zapytam o wygląd pisma. Zaznaczacie w autodeklaracji redakcyjnej, że postać graficzna jest bardzo ważnym aspektem funkcjonowania „Kontaktu”. Jasne jest to, że pismo musi być nośne wizualnie, ale dla was jest to chyba wręcz priorytetowe? Od kiedy tak jest i na ile to rzeczywiście gra z całością kolejnych numerów?

M.T.: Od samego początku „Kontakt” był współtworzony przez artystów i grafików, którzy z czasem zaangażowali w to przedsięwzięcie sporą grupę studentów i absolwentów ASP. Czasami łatwiej wyrazić pewną intuicję w sposób graficzny niż w sposób dyskursywny. Grafiki mają więc dla nas wartość użytkową, ale mają też wartość estetyczną. To dla nas szczególnie ważne od dwóch lat, to znaczy od czasu opracowania nowej makiety czasopisma.

E.K.: Tematy, które poruszaliście, były też „zagajane” przez okładki: one same wyglądały jak plakaty interwencyjne, naprowadzały na wątki, na których wam zależy. Przejdźmy do kształtu merytorycznego numerów. Mamy w piśmie „Kontakt” działy – i te działy są prowadzone konsekwentnie, prawda?

M.T.: Działy mają swoich redaktorów, którzy swoją koncepcją nadają im spójność z numeru na numer. Biorąc na chwilę w nawias tematy kolejnych numerów, działów jest sześć: „Wiara” redagowana przez Ignacego Dudkiewicza, nasz flagowy „Katolew”, którym opiekuję się ja, następnie „Kultura” Kasi Kucharskiej-Hornung, autorski dział „Poza Europą” Pawła Cywińskiego, pomysłodawcy projektu post-turysta.pl, coraz bardziej ekonomiczny „Obywatel” Kosty Święcickiej i Ignacego Święcickiego oraz „Krajoznawczy” Tomka Kaczora – dział, który zastąpił miastocentryczną „Warszawę”.

E.K.: Czy z perspektywy waszej kilkuletniej działalności da się wyróżnić numer, który miał szczególny rezonans, najmocniejszy oddźwięk?

M.T.: Myślę, że był to numer 19., zatytułowany „Po lewicy Ojca”. To był nasz katolewicowy coming out. Pomyśleliśmy go poniekąd jako prowokację, ale zarazem – jak każdy kolejny numer – zdawał on sprawę z naszych dyskusji, z naszych lektur, z naszego zaangażowania na różnych polach. To był jeden z pierwszych numerów dystrybuowanych komercyjnie. Sprowokował skrajnie odmienne reakcje wśród czytelników i w mediach. Dzięki niemu staliśmy się rozpoznawalni, nawiązaliśmy współpracę z licznymi środowiskami, ale dostaliśmy też dość mocno po głowie od przedstawicieli naszego własnego środowiska, którym lewicowa identyfikacja katolików czy zapraszanie autorów z „Krytyki Politycznej” po prostu nie mieściło się w głowie.

E.K.: Wprowadzenie zaczęłam od konstatacji, że „Kontakt” to nie tylko pismo, lecz także środowisko. Jest wiele inicjatyw, w których bierzecie udział. Czy mógłbyś o tym opowiedzieć?

M.T.: Staramy się o to, żeby pisanie było tylko jednym z elementów naszego zaangażowania. Mamy sporą potrzebę działania, które w zasadzie jest współdziałaniem. Zresztą to „Kontakt” wyrósł ze środowiska, a nie środowisko z „Kontaktu”. W tym miejscu wypada wspomnieć o naszym internetowym dwutygodniku, który przeszedł w ręce osobnej redakcji, składającej się z ludzi w wieku studenckim. Wzięli się oni do pracy z dużym entuzjazmem, co robi na nas tym większe wrażenie, że dzisiaj studiuje się przecież inaczej, intensywniej niż tych osiem, dziesięć lat temu…

E.K.: Dwutygodnik też ma redaktora naczelnego?

M.T.: Tak. Jego redakcja stanowi osobne grono, które korzysta oczywiście z materiałów opublikowanych w wydaniu papierowym, ale większość tekstów ukazujących się w dwutygodniku to nowe materiały, których przygotowanie wymaga dużego wkładu pracy. Ich zasięg jest zresztą dużo większy od zasięgu tekstów publikowanych na papierze. Nie chcemy jednak rezygnować z papieru, bo taki artefakt, na dodatek bardzo ładny, daje namacalne poczucie robienia czegoś sensownego, nie wspominając już o tym, że z drukowanym tekstem po prostu inaczej się obcuje. Nie zmienia to jednak faktu, że dziś zna się nas przede wszystkim z tekstów publikowanych w dwutygodniku i z komentarzy umieszczanych na Facebooku. Trzecim aspektem naszej działalności, obok papierowego magazynu i wydania internetowego, są debaty, których corocznie organizujemy kilkanaście. Od czasu do czasu inspirujemy też inne wydarzenia, jak na przykład rozpoznawalną dziś akcję przywracanie dzieciństwa Małemu Powstańcowi.

E.K.: Na stronie dwutygodnika znajdziemy temat ubóstwa, wykluczenia społecznego, szerzej: sytuacji ekonomiczno-społecznej itd. A literatura piękna? Macie w tym obszarze jakieś aspiracje?

M.T.: Dział „Kultura” nie idzie w stronę kultury czy sztuki wąsko rozumianych, lecz zaangażowanych, przekraczających progi muzeów i galerii. Redaktorka działu, Kasia Kucharska-Hornung, sięga po tak nieoczywiste tematy jak twórczość artystyczna po udarze, artystyczne eksperymenty z dźwiękiem i słuchaniem, fizyczne doświadczenie ciąży w kulturze. Literatury pięknej raczej u nas nie znajdziesz, ale już esej, pozwolenie sobie na luksus dłuższej i bardziej erudycyjnej formy – jak najbardziej.

E.K.: Jak koordynujecie oba media? Macie jakieś wspólne wiece redakcyjne, czy każdy idzie swoim torem?

M.T.: Spotykamy się raz w tygodniu w gronie dużej redakcji, do którego należą również szefowie redakcji dwutygodnika. Jesteśmy związani nie tylko towarzysko, ale i instytucjonalnie. Dlatego też dość łatwo nam być na bieżąco i współpracować. To krzyżowanie się relacji ma też oczywiście swoje wady. Mam tu na myśli płynną granicę pomiędzy tym, co służbowe, a tym, co bardziej prywatne. W takich warunkach nie trudno o poważny konflikt. Każdy szef powie, że to najbardziej toksyczny układ, na jaki można sobie pozwolić, ale u nas zupełnie nieźle to funkcjonuje.

E.K.: Jak „Kontakt” widziałby swoje dalsze ścieżki? Jakie macie plany na przyszłość? Czy dalej iść będziecie ścieżką społeczną?

M.T.: Otrzymaliśmy grant ministerstwa na kolejne trzy lata działalności. Nie są to wielkie pieniądze, ale wystarczają, by dać nam poczucie bezpieczeństwa i pozwolić nam się skupić na poszerzaniu zakresu działalności, a nie walce o przetrwanie. Po wakacjach wydamy numer poświęcony rodzinie, problematyką nawiązujący do tematów poruszanych na synodzie biskupów. Siłą rzeczy będziemy musieli wypowiadać się w kwestiach, które zazwyczaj zręcznie omijamy, skupiając się na wątkach sensu stricto społecznych. Ale przecież podział na to, co społeczne, i to, co – dajmy na to – obyczajowe, jest fikcyjny, tak więc do tego kroku szykowaliśmy się od dawna. Co do większych przedsięwzięć – zaczynamy myśleć o tym, żeby tłumaczyć i wydawać książki.

E.K.: Chcecie ruszyć z Biblioteczką przy czasopiśmie czy uruchomić zupełnie autonomiczną działalność wydawniczą?

M.T.: Zapewne byłaby to seria lub kilka serii wydawniczych przy „Kontakcie”, ale na tym etapie nie sposób mówić o szczegółach. Mamy pewne aspiracje, trochę pomysłów, ale to jest wielka praca. A jak widać po mojej twarzy dzisiaj, nie jest łatwo wykroić dużo więcej czasu na pracę non profit.

———-

Rozmowa odbyła się podczas spotkania z redakcją Magazynu „Kontakt” 28 kwietnia 2015 r. – Nowa mapa Polski – poza granice zastanych tożsamości.