Miło jest pisać o każdym piśmie, które stoi na tak wysokim poziomie, jak „Pismo”. Redaktorzy periodyku definiują swoje wspólne dzieło tymi słowy:
„Pismo. Magazyn opinii to miesięcznik, który łączy w sobie fakt, literaturę, obraz oraz humor. Poruszamy w nim istotne tematy społeczne, ekonomiczne, naukowe, technologiczne, kulturalne i polityczne.”
Nieco dalej twórcy magazynu odżegnują się od wszelkich powiązań politycznych czy partyjnych. I rzeczywiście – nie jest to pusta deklaracja. Twórcom i redaktorom udaje się rzadka sztuka: trudno po lekturze stwierdzić, do jakiej opcji im bliżej, po której stronie jest „Pismo”. Najwyraźniej po stronie kultury, po prostu. Przyjemne wytchnienie od atmosfery sporu i tematów tych-samych-co-wszędzie. Dodałbym tylko, że nie oznacza to wcale oddalenia publikowanych tekstów od naszej rzeczywistości. Polityka bywa w nich zresztą obecna, ale nie w formule zorientowanej na lokalne spory, urabiającej ideologicznie. Analizy polityczne pozwalają tu na oddech, spojrzenie z dystansu, sięgnięcie po odległe konteksty kulturowe i historyczne. Przykład stanowi ciekawy artykuł o polskiej biurokracji System robienia gościa na miękko.

„Pismo” otwiera się przede wszystkim na literaturę, którą w kwietniowym numerze reprezentuje głównie rodzima proza. Rozpoczyna go Tydzień w świętym mieście – cykl miniatur Jakuba Kornhausera. Seria surrealistycznych, pisanych barwną, poetycką prozą obrazków, składa się na niezwykłą wizję Krakowa. Życie codzienne miesza się w tych opowiastkach z zamierzchłymi dziejami w sposób zupełnie nieoczekiwany i niekiedy dość zabawny: „Tu odparto najdalej naprzód oddziały rosyjskiej armii, a koty jedzą tylko dżem agrestowy. […] Walki szły tutaj straszne na wojnie, dziś chodzimy z psem i ten pies zawsze susami wskakuje na cokół”. Miasto jawi się jako tygiel wydarzeń, mieszający ważne z marginalnym, święte z banalnym i codziennym. Za tą „kotłowaniną” wydarzeń, obserwacji i wspomnień idzie także ekwilibrystyka językowa: Kornhauser raz przemawia niby poeta, innym razem powiada jak kum do kuma: „A jak się z nim zbiega z góry, to tylnymi łapami tak pędzi, że mało się, panie, nie wywali”.
Z kolei Ostatnie opowiadanie na Ziemi Katarzyny Dybżyńskiej stanowi zaskakującą, zabawną i nieco jednak przerażającą (choć z przymrużeniem oka) wizję świata, w którym reglamentuje się słowa. Każdy ma swój przydział i w związku z tym niektórzy nawet, w obawie, że go przekroczą, rezygnują z używania słów w ogóle. Tu pada stwierdzenie, które zapadło mi w pamięć i mam nadzieję, że w niej długo pozostanie: „Jedna rzecz jest gorsza niż bezsilność. To pozorna bezsilność, gdy na wszelki wypadek jednostka rezygnuje ze swoich praw”. Jak przystało na temat, opowiadanie jest krótkie. Krótkie, lecz treściwe.
Nie sposób pominąć szaty graficznej „Pisma”. Można w jej kwestii mnożyć superlatywy: świetne okładki, staranny skład, przemyślana typografia… Niemała w tym zapewne zasługa dyrektora artystycznego „Pisma”, czyli Karola Tyczyńskiego, zdobywcy prestiżowych nagród za okładki i projekty (np. makietę „Rzeczpospolitej”). Choć z pewnością nie tylko jego. Towarzyszy mu wszakże zastęp świetnych artystów, projektantów i redaktorów – co widać na każdym kroku. „Pismo” to bowiem nie tylko teksty, ale także szkice (Wisia Marty Zabłockiej), znakomite ilustracje, żarty rysunkowe, które – dla odmiany od standardów polskiego czasopiśmiennictwa – rzeczywiście są śmieszne, oraz komiks.
W czwartym numerze opublikowano komiks „Szpital” Tomasza Kontnego i Artura Chochowskiego – przejmującą historię o samotności oraz umieraniu, opowiedzianą właściwie poprzez wizerunki, szkice postaci, do których każdy może dopasować twarze znajomych, członków rodziny – albo swoją własną. Autorzy obserwują schematy naszych zachowań w obliczu czyjejś śmierci, gdy przychodzimy w odwiedziny do umierającego człowieka, by rozstać się z nim na zawsze, sfinalizować znajomość, dokonać swego rodzaju rozrachunku, domknięcia. Wszystko to brzmi górnolotnie, lecz w praktyce zazwyczaj chyba takie nie jest. Bo jak „domknąć” wieloletnią przyjaźń albo rozliczyć się z osobą, którą kiedyś się kochało, a której zaraz nie będzie?
Numer zamyka opowiadanie Kurz. Jego autorem jest Jaume Cabré, uznawany za najwybitniejszego obecnie pisarza katalońskiego; nie tylko literat, ale także literaturoznawca, wykładowca uniwersytecki. Kurz wolno chyba określić jako tekst autotematyczny – portret erudyty, kolekcjonera fiszek, czytelnika nałogowego. Utwór pochodzi z tomu Podróż zimowa. Ukaże się on niebawem w wydawnictwie Marginesy.
Dobór wszystkich tekstów numeru jest świetny, przemyślany, wszystkie stoją także na bardzo wysokim poziomie. Nic w tym zapewne dziwnego, skoro redaktorem naczelnym periodyku jest Piotr Nesterowicz, eseista, reportażysta i pisarz, laureat Nagrody Literackiej im. Wiesława Kazaneckiego, nominowany także do Nike.
Przywołane przeze mnie opowieści stanowią w najnowszym numerze magazynu zaledwie część repertuaru, słowem nie wspomniałem przecież o reportażach, felietonach, esejach… Wszystko to razem składa się na solidną dawkę szeroko rozumianej literatury na najwyższym poziomie. Jak obiecano w „Piśmie”.