Nie przepadam za psychologią w jej popularnym wydaniu, tzn. za entuzjastycznymi tekstami w rodzaju: „poznaj swój typ osobowości i stań się najlepszą wersją siebie!”, „gołębioterapia – to działa”. Lub w bardziej minorowym tonie: „5 cech charakteru, które mogą przyciągać choroby weneryczne”.
Żarty na bok. W ten sposób, pielęgnując uprzedzenia i folgując idiosynkrazjom, można bardzo łatwo przegapić coś wartościowego.
Z kpiarskim grymasem (nikt mi wprawdzie zdjęcia nie zrobił, ale dam głowę, że tak właśnie było) zacząłem ostatnio czytać artykuł o poliamorii w popularno-psychologicznym – i tu już jestem z góry nieprzychylny – czasopiśmie „Przestrzeń”. Grymas stąd, że do zjawiska poliamorii jako obecnie modnego i alternatywnego wobec wyświechtanej „miłości dwojga” odnoszę się z rezerwą. Nie będę elaborował na temat jej powodów; dość powiedzieć, że duża część tekstów dotyczących poliamorii prawi o niej w sposób nieco infantylny, powierzchowny i nasycony ideologią, jakby nagle ktoś w Warszawie odkrył, że przecież można kochać inaczej niż w Romeo i Julii (a zresztą – można?). Tymczasem w „Przestrzeni”, ku miłemu zaskoczeniu, natrafiłem na tekst bardzo lekki w lekturze, ale sięgający głębiej, oświetlający to zjawisko z socjologicznej i – co ciekawe – historycznej perspektywy (Malwina Zielińska, Seksualne konstelacje – poliamoria). W ten oto sposób dowiedziałem się na przykład o tym, że najstarszy model rodziny alternatywnej, czyli ménage à trois, praktykował między innymi Wolter (wraz z małżeństwem markizów du Chatelet).
Ten literacki trop sprawił, że poszedłem za ciosem i odkryłem w „Przestrzeni” więcej interesujących terytoriów.

„Przestrzeń” jest czasopismem poruszającym głównie problemy psychologiczne i społeczne, jednak w każdym numerze znajdziemy także część poświęconą kulturze. Publikują na tych łamach poeci, prezentują własne prace graficy i malarze, dzielą się także swoim dorobkiem autorzy zdjęć. Wielką zaletą czasopisma i bardzo dobrym pomysłem ze strony redaktorów jest umożliwienie artystom zabrania głosu na temat swych prac. Obok standardowej noty biograficznej oraz dwóch-trzech zdań odnośnie prezentowanego materiału pojawiają się zatem refleksje, deklaracje światopoglądowe, ekfrazy, a niekiedy mikro-eseje o walorach literackich.
W trzech tegorocznych numerach znajdziemy po trochu z każdej wymienionej dziedziny artystycznej.
W rubryce Przestrzeń dla poetów – nr 23 (2017) – będą to interesujące, nienachalnie zrymowane wiersze Igi Zakrzewskiej-Morawek, autorki książki Świat według Żunia. W znacznej mierze dotyczą one tematu miłości, ale ujętego przez pryzmat kobiecej psychiki; ukazują, w jaki sposób kobieta odczytuje pozornie nieznaczące gesty oraz jak radzi sobie z codziennością. Tematyka utworów nawiązuje do wiodącej problematyki czasopisma, ale w sposób bardzo subtelny i pozbawiony póz.
Nieco dalej swe prace graficzne prezentuje Filip Handzel, artysta o unikalnym warsztacie, posługujący się dość rzadko spotykanymi technikami (asamblaż, instalacja), zajęty w szczególności syntezą biologii i technologii. Niektóre jego prace przypominają skomplikowane miniatury wielkich, rozgałęzionych miast, zatopionych jakby w smole albo duszących się w oparach gęstego smogu.
Z kolei w numerze 24 (2017) poprzez „Monolog artysty w energetyczno-emocjonalnej przestrzeni” dochodzi do głosu Sebastian Skowroński, twórca młody, lecz świadomie poszukujący inspiracji w dokonaniach dawnych mistrzów – dlatego zapewne sięga po „archaiczne” techniki, takie jak linoryt. Ich świetne wykorzystanie możemy podziwiać w prezentowanym cyklu Inner and Outer, mającym za temat przewodni przenikanie się materii z duchowością.
Do Skowrońskiego dołącza w numerze Marika Ostrowicka ze swą wystawą Emanacje międzyprzestrzenne – formy geometryczne. Artystka postrzega obraz jako ikonę pełniącą rolę „pewnego rodzaju okna, łącznika między światami”, będącą „swoistą epifanią tej strony bytu, której nie można poznać zmysłami”. Brzmi to metafizycznie i tajemniczo, niemniej autorka sięga po bardzo matematyczne narzędzia – linie, figury geometryczne, struktury; porządek racjonalny miesza się tu z chaosem (z drugiej strony już Leszek Kołakowski wskazywał na pobratymstwo matematyka i mistyka…).
W numerze 25 (2017) znalazło się z kolei miejsce dla fotografii. Swoje prace prezentuje w tej odsłonie „Przestrzeni” Krzysiek Piła, projektant graficzny i fotograf codzienności. Artysta pracuje niemal wyłącznie przy wykorzystaniu stałoogniskowego obiektywu 50mm, rejestrując szczegóły, detale, które tysiące ludzi niewątpliwie mija codziennie, nie zwracając na nie najmniejszej uwagi. Prezentowana galeria stanowi część jego projektu NH50mm, którego głównym bohaterem jest krakowska Nowa Huta. Miasto zostało tu przedstawione jako byt samoistny, pozbawiony obecności człowieka. Rozmyte, czarno-białe fotografie, kreujące wrażenie ruchu i aktywności, sprawiają, że, choć martwe, żyje ono własnym życiem.
Bardzo ciekawie wypada na przestrzeni trzech tegorocznych numerów czasopisma ten swoisty kolaż poezji, grafiki i fotografii.
Na prawie-koniec drobna uwaga odnośnie poziomu korekty, redakcji tekstów. Aż szkoda, że przy tylu zaletach zdarzają się w „Przestrzeni” wpadki językowe – jakby ktoś w ogóle nie czytał artykułów przed publikacją (dotyczy to szczególnie rubryk artystycznych, gdzie za sprawą prezentowanych galerii tekst schodzi może na drugi plan, ale jednak…).
Na sam-koniec (żeby nie kończyć narzekaniami) muszę natomiast pochwalić projekt strony, jej bardzo dobrze działający silnik i świetny tryb przeglądania. Czytanie, tak pomyślanego czasopisma internetowego to czysta przyjemność.